Wielka cisza
Śmierć Benedykta XVI była tak samo cicha, jak ostatnie dziesięć lat życia Josepha Ratzingera. I tak samo przepełniona symboliką i tajemnicą.
Od ubiegłej soboty opuszczenie jakiegoś miejsca po cichu, dyskretnie, tak żeby nasze zniknięcie pozostało możliwie niezauważone, nie powinno się już nazywać wyjściem po angielsku, lecz „po watykańsku” – ewentualnie „po bawarsku”. Kiedy wszyscy zaproszeni goście krzątali się wśród fajerwerków, stali w kolejce po szampana albo czekali z kwiatami na lotnisku na gwiazdki zza oceanu, których triumfy na listach przebojów pamiętają tylko najstarsi górale, on wsuwał już buty na stopy. Zapiął płaszcz, upewnił się, że w jego kieszeni znajduje się różaniec; klucze zostawił na szafce przy drzwiach, nie będą mu już potrzebne. Poprawił szalik, nasunął na głowę kapelusz – w końcu to 31 grudnia, nawet w Rzymie o tej porze bywa rześko –...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta