Nieudany dzień bez plastiku
Nie da się bez niego żyć. Jesteśmy na niego skazani na co dzień. I pomyśleć, że tak szybko przeszliśmy od zachwytu do potępienia.
Koniec lat 50., mała dziewczynka pozuje przed niedawno ukończonym Pałacem Kultury. Ma na sobie za duży góralski kożuszek, w ręku trzyma plastikowy dziecinny koszyczek. To zdjęcie zrobił mi dziadek, koszyczek przywiózł ze służbowej podróży do Niemiec, do NRF-u, jak się wtedy mówiło. W Polsce, kraju ledwo podnoszącym się z wojny, takich rzeczy nie było. To był mój pierwszy plastik. Niestety, nie ostatni.
Dzisiaj z plastikiem toczę wojnę, przynajmniej na prywatnym froncie. Staram się ograniczyć jego używanie, noszę zakupy w płóciennych workach, jedzenie przechowuję w szkle. Plastikowe butelki z wodą (mąż pije gazowaną) muszę zaakceptować. Segreguję. Ale czego bym nie robiła, i tak niewiele zdziałam, bo plastik jest wszędzie. Otacza nas i atakuje, nawet gdy o tym nie wiemy, a i specjalnie z nim wcale nie walczymy. Bo przecież ułatwia życie, jest wygodny, praktyczny i nawet ładny. Ja sama, bojowniczka antyplastikowa, kupiłam krzesła Starcka. Zrobione z WxHxD, cokolwiek to oznacza. A na pewno nie oznacza drewna.
Idąc śladem amerykańskiego dziennikarza A.J. Jacobsa, który w „New York Timesie” opisał swój dzień bez plastiku, także postanowiłam spróbować, czy to w ogóle jest możliwe. W Ameryce, kraju znacznie bardziej „zaplastikowanym” niż Polska, to wyzwanie. Jacobs...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta