Tańczyć nie będzie
Nowy selekcjoner reprezentacji Polski Fernando Santos to człowiek głębokiej wiary. Pracoholik, który z Portugalią zdobył w 2016 roku mistrzostwo Europy, na futbolowy szczyt szedł krętą drogą. Sam nie był wielkim zawodnikiem, ale z piłkarzami potrafił znaleźć wspólny język.
Kiedy w grudniu, jeszcze w trakcie mundialu w Katarze, przyszła wiadomość o tym, że Santos po ośmiu latach pożegna się z kadrą Portugalii, większość polskich kibiców przyjęła ją pewnie bez emocji. Chyba nikt nie przypuszczał, że posadę traci człowiek, który miesiąc później podejmie się zadania naprawy naszej reprezentacji.
Mógłby wygrzewać się w Portugalii i wieść spokojne życie emeryta (w październiku skończy 69 lat). Cieszyć się rodziną i łowić ryby. To jednak nie w jego stylu. Bez pracy Santos wytrzymywał najdłużej kilka miesięcy. Zbyt tęsknił za zapachem murawy, dopingiem trybun i boiskową adrenaliną, by mecze oglądać tylko w telewizji.
Futbol nie był jednak największą miłością Santosa, a trenowanie jego przeznaczeniem. Niewiele brakowało, byśmy nigdy o nim nie usłyszeli.
Dyrektor w hotelu
Urodził się w Lizbonie, jego rodzice byli kibicami Benfiki, więc piłka w życiu Santosa była obecna od dziecka. Gdy wpadł w oko klubowym skautom, ojciec postawił jednak warunek – może grać, jeśli nie zaniedba nauki i dostanie się na studia. Zdanie ojca było święte. Fernando spełnił jego życzenie. Uczył się pilnie, uzyskał tytuł inżyniera na kierunku elektrotechnika i telekomunikacja.
Piłkarzem był średnim. Zaczynał jako bramkarz, skończył jako obrońca. W Benfice, w której spotkał legendarnego Eusebio, króla strzelców i brązowego medalistę...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta