Pragnienie zwycięstwa mam we krwi
Liderka światowego tenisa Iga Świątek mówi „Rz”, jak Tomasz Wiktorowski zmienił jej trening, dlaczego bardziej obawiała się porażki, niż chciała zwycięstwa, co z jej grą w kadrze i czy introwertykom jest w wielkim sporcie trudniej.
Czy to był najtrudniejszy rok w pani karierze?
Tak, choć moje możliwości także się zwiększają i to, co było dla mnie trudne przed dwoma laty, teraz już nie jest. Sezon był jednak wymagający. Chodzi nie tylko o dostosowanie się do sytuacji – zaczęłam go przecież jako numer jeden, a później pozycję liderki straciłam – ale także kontuzje. Był to ponadto dla mnie kolejny rok gry na najwyższym poziomie, więc brakowało czasu, żeby wrócić do domu i odpocząć.
To prawda, że podczas Australian Open bardziej obawiała się pani porażki, niż chciała zwycięstwa?
Był taki okres. Rozpoczynając sezon, wszyscy zastanawiali się, jak po udanym poprzednim będę grała teraz, i czułam, że wynik inny niż zwycięstwo w turnieju nie okaże się wystarczający. Zamiast chcieć wygrać, liczyłam, że nie przegram. Nie było to konstruktywne. Kolejne turnieje, na Bliskim Wschodzie, zaczęłam już z innym podejściem. Cieszę się, że szybko to przepracowałam.
Trudno pozostać nienasyconym i podtrzymać w sobie głód, jeśli wygrywa się 70 meczów w sezonie?
Są momenty, kiedy mecze trochę powszednieją oraz czuję, że kolejny turniej nie będzie czymś wyjątkowym, ale gdy wychodzę na kort, te myśli znikają. Zawsze chcę wygrać. Ma to we krwi każdy sportowiec, a przynajmniej mieć powinien. Chcemy udowodnić, na co nas stać, i to jest silniejsze od jakiegokolwiek innego uczucia.
Tomasz...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta