Tusk stał się gaullistą
Dwa dni po tym, jak Donald Trump podważył gwarancje USA dla NATO, polski premier uznał w Paryżu, że Europa musi być zdolna do samodzielnej obrony.
W dyplomacji sekwencja zdarzeń ma znaczenie. Z punktu widzenia logistycznego byłoby logiczne, aby samolot z polską delegacją na pokładzie już w drodze do francuskiej stolicy wylądował najpierw w Berlinie. W poniedziałek stało się jednak odwrotnie: Tusk najpierw przeleciał nad Niemcami, a dopiero wracając do kraju, wylądował nad Szprewą.
– Z oczywistych względów jako premier w pierwszej kolejności poleciałem do Kijowa i Brukseli. Ale zaraz potem chciałem odwiedzić Paryż – oświadczył Donald Tusk na wspólnej konferencji prasowej z Emmanuelem Macronem w Pałacu Elizejskim.
Tusk, który w przemówieniu programowym w Sejmie dwa miesiące temu nawet nie wymienił z nazwy Niemiec, chciał uniknąć wszystkiego, co mogłoby sprawić wrażenie, że nazywając go „niemieckim agentem”, Jarosław Kaczyński miał rację. Szef rządu zwierzał się najbliższym współpracownikom, że nie może w ten sposób ryzykować przegranej w wyborach samorządowych, europejskich i prezydenckich.
Ale stawianie na pierwszym miejscu Francji, mimo że...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta