Potrzeba partii ludu
Kamala Harris powinna być kontynuatorką nie Bidena, ale Roosevelta czy Kennedy’ego.
Jedni politycy po przegranych wyborach idą szukać odpowiedzi w bibliotece, inni wśród wyborców. Demokraci powinni zrobić jedno i drugie. Gdyby spędzili więcej czasu z prawdziwymi ludźmi, łatwiej byłoby im przyjąć do wiadomości, że tym razem nie wygrają na hasłach obrony demokracji, praworządności czy nawet aborcji. Innymi słowy: na utrwaleniu liberalnego status quo. Nie wystarczą też względnie drobne zmiany w rodzaju podniesienia CIT-u czy zwiększenia zwolnień podatkowych dla młodych rodziców.
Wszystko to było oczywiście słuszne, ale… too little, too late. Okoliczności wymagały ucieczki do przodu, Kamala Harris powinna była pokazać, że jej aspiracją jest zostać kontynuatorką nie Bidena, ale Roosevelta czy Kennedy’ego. Odpowiedzią na amerykański koszmar, który uosabia Trump i nadchodząca anarchotyrania, musiałaby być próba wskrzeszenia amerykańskiego marzenia na bazie jak najbardziej realnych programów i rozwiązań.
To był czas, aby powiedzieć: „Zrozumiałam was!”. To był czas, aby rozwiązać problem długu studenckiego, spychany na dno demokratycznej agendy, choć dotyczy 16 mln obywateli. To był czas, aby przedstawić konkretny plan w sprawie ubóstwa mieszkaniowego, bo nie ma amerykańskiego snu bez własnego domu. To był czas, aby dowieść, że najbogatsze państwo na świecie może mieć najlepszą służbę zdrowia na świecie.
Czas ten jednak minął, a szansa została zmarnowana....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta