Chelsea zerwała z izolacją
Trzeba było wizji i odwagi, by przeciętny londyński klub zacząć przeobrażać w globalną markę. Nim do Chelsea popłynął strumień pieniędzy z Rosji i USA, okno klubu na świat w połowie lat 90. otworzył Holender Ruud Gullit i jego włoska kompania.
Nosił niebieskie garnitury marki Cerrito, nie zakładał skarpetek, pił cappuccino i biegle władał siedmioma językami, czyli siedmioma więcej niż większość angielskich piłkarzy. Sprawił, że Chelsea stała się klubem pierwszego wyboru wśród osób, które lubią być na bieżąco z modą” – tak pobyt Ruuda Gullita w Chelsea wspomina Jimmy Burns w książce „Premier League. Historia, teraźniejszość i przyszłość najlepszej ligi świata” (wyd. SQN).
Nawet jeśli autor przesadza w wychwalaniu umiejętności lingwistycznych Holendra, to faktycznie kontrastował on z angielskim futbolem znanym do połowy lat 90. Nic dziwnego, że jako rewolucjonista bywał niezrozumiany.
Jeden błąd i wylatujesz
W XXI wieku angielskie kluby piłkarskie pod względem personalnym bywają brytyjskie tylko z nazwy: jedenastki pełne są zawodników z całego świata, do gry wystawia je zagraniczny menedżer, a wszystkich opłaca właściciel interesu z innego kontynentu. Ale tak jest dopiero od około 30 lat, wcześniej wyglądało to zupełnie inaczej.
Długo wewnętrzne przepisy utrudniały angielskim klubom zatrudnianie obcokrajowców, był nawet czas, gdy wymagały one od zagranicznych zawodników wcześniejszego zamieszkiwania w Wielkiej Brytanii. Sąsiadom z Irlandii czy obywatelom krajów Wspólnoty Narodów (The Commonwealth) było pod tym względem trochę łatwiej, podobnie jak – z czasem – przedstawicielom państw...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
