Nikt tego nie zniszczy
Był z nami tylko trzy lata, a w głowach został na zawsze. Leo Beenhakker nie uczył nas grać w piłkę, uczył, jak nie bać się marzyć.
To nie była łatwa szkoła, a nauczyciel nie należał do tych, którzy wszystko wybaczą, poklepią po plecach i pozwolą dalej popełniać błędy bez żadnych konsekwencji. Nie przychodził do pracy każdego dnia uśmiechnięty, a chociaż namawiał do zajmowania miejsca po jasnej stronie księżyca, to nie sprawiał wrażenia, jakby samemu miał tam wykupiony abonament.
Nie bał się mówić i oceniać, był szczery, dosadny w swoich sądach. Nie każdemu to pasowało, ale ci, którzy mu uwierzyli i poszli jego ścieżką, przekonali się, że było warto. Spadek, jaki zostawił Polsce po swojej śmierci, to nie tylko pierwszy w historii awans na mistrzostwa Europy, zwycięstwo nad Portugalią czy pięknie wspominający go piłkarze. To także kibice, którzy przestali zadowalać się byle czym.
Usychaliśmy z tęsknoty
Kiedy Leo Beenhakker prowadził reprezentację Polski, najnowocześniejszym stadionem w Polsce był ten w Kielcach, Stadion Śląski przeszedł pierwszą z renowacji i jedna trybuna miała już dach. Kadra zbierała się na zgrupowania w najlepszym ośrodku treningowym należącym do Amiki we Wronkach. Inni piłkarze jeździli za to najczęściej do Wrocławia, ale zeznawać w prokuraturze prowadzącej śledztwo w sprawie największej w historii afery korupcyjnej. Polska piłka miała wtedy twarz gangstera o pseudonimie Fryzjer zarządzającego mafią ustawiającą wyniki meczów, nasze kluby w rywalizacji o europejskie puchary się nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
