Lawina wątpliwości po kradzieży
Złodziej premierowskiego lexusa to człowiek spoza środowiska złodziei samochodów – ustaliła „Rz”. Czy Łukasz W. był tylko „słupem”, a celem był premier? Sprawa w wielu punktach wymyka się regułom panującym w świecie przestępczym.
Zatrzymany na gdańskim lotnisku 41-letni Łukasz W., podejrzany o kradzież lexusa należącego do rodziny premiera Donalda Tuska, choć był wielokrotnie karany, nie należy do środowiska złodziei samochodów – ustaliła „Rzeczpospolita”. A to, jak mówią nasze źródła w służbach, podważa wersję, że chodziło wyłącznie o zabór luksusowego auta.
– Samochody tej klasy są kradzione przez złodziei „pierwszoligowych”. Wątpliwe, żeby zabrał się za to amator, bez doświadczenia i umocowania w strukturach zorganizowanej przestępczości – uważa jeden z naszych rozmówców ze służb.
To, czy sprawa może mieć drugie dno, według informacji „Rz”, bada ABW.
Auto skradzione i odnalezione
Samochód rodziny Tusków był zaparkowany w Sopocie przy ulicy, ok. 200 metrów od miejsca zamieszkania premiera i jego żony. Zaginął w ub. tygodniu w nocy z wtorku na środę (z 9 na 10 września) – o godz. 8 rano w środę kradzież zgłoszono na policji. Dom premiera jest ochraniany przez funkcjonariuszy SOP, ale ochrona obejmuje tylko „miejsce zamieszkania” jednej z najważniejszych osób w państwie. – Auto pozostawione 200 metrów dalej nie może mieć dodatkowego funkcjonariusza – twierdzi nasz informator. Mimo to w SOP mają być wyciągnięte konsekwencje po tym blamażu.
Jednak...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
