Dwie twarze #MeToo
Globalne #MeToo, szczególnie w USA, wywołało kaskadę konsekwencji: spektakularne procesy, dymisje, fundusze wsparcia dla ofiar, zmiany w kodeksach pracy i w prawie karnym. W Polsce jego efekt był znacznie słabszy. Czy u nas ruch pozostanie czymś więcej niż hashtagiem?
Wciągu ostatnich sześciu lat polska opinia publiczna dwukrotnie żyła przekonaniem, że właśnie zaczyna się epoka, w której milczenie wokół przemocy seksualnej zostanie przerwane na zawsze. Pierwszy raz – jesienią 2017 r., gdy globalny ruch #MeToo, zapoczątkowany przez Taranę Burke i nagłośniony po aferze Harveya Weinsteina, dotarł nad Wisłę. Drugi – w 2023 r., gdy wybuchła Pandora Gate, odsłaniając ciemną stronę polskiej sceny influencerskiej. Oba momenty miały być przełomem: końcem zmowy milczenia, początkiem nowego języka zgody i granic.
A jednak, choć fala komentarzy, relacji i oburzenia była ogromna, realna zmiana instytucjonalna czy prawna pozostała ograniczona. Hashtagi znikły z trendów, a wiele głośnych spraw zamknęło się w ciszy sądowych ugód lub sieciowych przepychanek. Polska wersja #MeToo stała się bardziej kroniką skandali niż procesem systemowej naprawy relacji władzy i płci.
Choć powszechnie kojarzone z 2017 r. i aferą Harveya Weinsteina, #MeToo narodziło się w 2006 r. z inicjatywy amerykańskiej aktywistki Tarany Burke. Jej celem było stworzenie wspólnoty wsparcia dla kobiet, zwłaszcza z marginalizowanych środowisk, które doświadczyły przemocy seksualnej. Ruch miał uwalniać od wstydu, przenosząc prywatne historie w sferę publiczną, gdzie mogły stać się impulsem do solidarności...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
