Jesień
Jesień
Domy spokojnej starości. Coraz ich więcej, coraz więcej ludzi w nich mieszka. Są samotni albo nie chcą być ciężarem dla dzieci. Czy to znaczy, że Polacy przyzwyczajają się do myśli o starości w domach opieki?
Jacek Krzemiński Zdjęcia Jakub Pajewski
Gdy Halina Nowak, była urzędniczka, przeprowadzała się do Domu Pomocy Społecznej - tak na ogół nazywają się państwowe domy spokojnej starości - na ulicy Korotyńskiego w Warszawie, powiedziała: "Musiałam tu przyjść". Wcześniej mieszkała z synem, synową i ich dziećmi. Było dobrze, gdy pani Halina pomagała przy dzieciach. Kiedy wnuczki zaczęły dorastać, okazało się, że mieszkanie jest dla nich wszystkich za ciasne.
Walerian Mielcarek jest w Domu Pomocy Społecznej w Górze Kalwarii od niedawna. Po wylewie sparaliżowało mu połowę ciała. Córka z zięciem, których nazywa opiekunami, załatwili mu miejsce w prywatnym domu opieki. Musiał się zgodzić. Potem z prywatnego domu, z którego nie był zadowolony, przenieśli go do państwowego. - Córka chciała jak najlepiej. Ma dzieci, a ja wymagam całodziennej opieki. Często mnie odwiedza - mówi łamiącym się głosem.
Większość pensjonariuszy domów opieki tłumaczy swoje rodziny: nie miały warunków, były za bardzo zaabsorbowane pracą. Kiedy dzieci ich nie odwiedzają, też starają się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta