Paryskie śniadania
Paryskie śniadania
JAN KOTT
Tak zwykle zaczynała L., od tego jajka na twardo - l'oeuf dure mayonnaise. W małej restauracyjce niedaleko naszego hoteliku, nazywała się Restaurant Hongroise. Chyba na którejś z bocznych ulic, już nie pamiętam dobrze gdzie, od Bulmiszlu, niezbyt daleko od Place Deauphin, gdzieśmy mieszkali w tym małym hoteliku o dumnej nazwie Henri Quatre. Ja zwykle zaczynałem od salade russe, albo sardynki smażonej z frytkami. I piliśmy do tego ćwiartkę najtańszego vin rouge. Czasem na to drugie śniadanie przychodził Zbyszek Bieńkowski, ale wolał tanie, choć nieco droższe, "Chez Du Pont Tout Est Bon" (U Duponta wszystko dobre!). Tam rzeczywiście były znakomite małe befsztyczki, wysmażone, albo na pół surowe, które Zbyszek bardzo lubił. Tam przychodził czasem Julian Przyboś, aby zjeść z nami to drugie śniadanie. Ile miał wtedy lat? Teraz jest właśnie sto lat od jego urodzin. Wtedy, w tej ostatniej wiośnie przed wojną, nie miał nawet czterdziestu. Ale nam, L., Zbyszkowi i mnie wydawał się bez wieku. Dzisiaj byśmy mówili,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta