Janczarzy Rokossowskiego
Janczarzy Rokossowskiego
1952. Defiladę przed gmachem korpusu prowadzi kpt. Michał Klimaszewski
(c) ARCHIWUM PRYWATNE
GRZEGORZ ŁYŚ
Przed wieczorem, w porze, kiedy w szkole kadetów wydawano kolację, przed budynkiem u zbiegu Wiśniowej i Rakowieckiej pojawiali się, nie wiadomo skąd, milczący ludzie. Czekali cierpliwie w nadziei, że kadeci "coś dziś wyniosą"
Rzeczywiście, zwłaszcza gdy na kolację podawano śledzie, nieje-den z kadetów - unikając kamiennego wzroku patrona korpusu, generała Świerczewskiego, patrzącego w świetlaną przyszłość ze swego cokołu - przemykał ku ogrodzeniu ściskając pod pachą zawiniątko z jedzeniem.
- Dawali nam, o, takie śledzie - Marian Biesiadecki gestem wędkarza dotyka swego przedramienia prawie na wysokości łokcia - ale u nas było wielu chłopaków ze wsi, którzy ich do ust nie brali, bo nigdy ich dawniej nie widzieli. No i trzeba było coś z tym potem zrobić.
Warszawa pierwszej połowy lat 50. była zrujnowana, stroskana, pełna obaw o codzienny byt i przyszłość. Ale wychowankom Korpusu Kadetów nie brakowało niczego, nawet pomarańczy, łykowatych wprawdzie i kwaśnych. Korpus Kadetów, kształcący narybek socjalistycznej armii, był oczkiem w głowie dowódców Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, a po przekazaniu go w gestię...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta