Moje czekanie na Godota
Rok 1957. Pamiętna upalna jesień. Od ponad dwunastu miesięcy - od wiecu na placu Defilad‚ gdzie padło wiele słów o wyrządzonym złu‚ o błędach i wypaczeniach i o tym‚ że takie rzeczy więcej się nie powtórzą - panuje w całym kraju dziwny‚ odświętny nastrój. Mam wówczas osiem lat i nie mam pojęcia‚ w czym rzecz. Chodzę do drugiej klasy i zajmuje mnie głównie zbieranie znaczków pocztowych - technika ich odklejania (od kopert‚ a zwłaszcza pocztówek)‚ układanie w klaserze‚ duplikaty‚ wymiany - nie mogę jednak nie widzieć różnych zmian dookoła. Na przykład mniej czerwieni - sztandarów‚ transparentów. Barwniejsza‚ swobodniejsza‚ jakby weselsza ulica. Nowe audycje radiowe‚ inny ton i muzyka. Jednakże przede wszystkim nieznany dotąd klimat i atmosfera w domu. Ożywienie rodziców powracających z pracy‚ częste wizyty znajomych‚ intensywne rozmowy ciągnące się w późną noc. Wizyty cudzoziemców - język francuski‚ angielski‚ zachodnie pisma‚ książki‚ wina i papierosy. Pierwsze wyjazdy ojca za żelazną kurtynę - jego powroty‚ prezenty. Podniecenie‚ nadzieja!
Aż nagle‚ na początku nowego roku szkolnego‚ podmuch trujących wieści: przed gmachem Politechniki...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta