Wejść w ten las, dotknąć jego korzeni
Wróciła Polska, mówiono w Katyniu
Wejść w ten las, dotknąć jego korzeni
Tekst Zbigniew Lentowicz, zdjęcia Anna Brzezińska
Las z wyobrażeń zawsze był suchy i martwy, przecież nie mógł być inny w Katyniu. Tymczasem wilgotny półmrok między drzewami jest jak dotknięcie, jak oddech żywej istoty. Między wysmukłymi sosnami wolno pną się asfaltową dróżką ludzie w czerni, odruchowo jakoś lgnąc do siebie w wąskim korytarzu zastygłych świerków, w gęstwinie, w której nie drgnie nawet liść. Milkną rozmowy. Do samego szczytu wzniesienia, gdzie las staje się bardziej świetlisty, towarzyszą idącym gęste posterunki OMON-u, milicyjny pierścień majaczy wszędzie wokół, wyraźnie, jasnobłękitnie wśród szarobrązowych pni. Nie ma go tylko u podnóża wzgórka, tam, gdzie w niewielkiej niecce drzewa -- piękne, trzydziestometrowe sosny -- rozstępują się trochę, rozepchnięte jakby cembrowiną mogił. Snop słońca niczym reflektor z soczystej ściany lasu wyławia sczerniałe krzyże, świeże rusztowania ołtarza, ruchliwe, srebrzyste szamerunki polskich mundurów.
Juliusz Wiernicki wpierw szuka wzrokiem córki, potem w skupieniu schodzi uliczką między groby.
Całą kilkunastokilometrową drogę z rozpalonego placu dworcowego w Smoleńsku, którą przebyliśmy rzężącym autobusem, nie opuszczało go...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta