Ostatni taniec Feriego
W kamienicy przyklejonej do jednej z uliczek w centrum Budapesztu do kolacji zasiadł pan Istvan, urzędnik. Ledwie zrzucił marynarkę, koszulę i obowiązkowy w pracy krawat, a na stół w pokoju telewizyjnym wjechało pyszne salami, ostre papryczki, twaróg z czerwonym pieprzem i chleb. Istvan po całym dniu spędzonym w biurze poczuł się jak król. Z czułością pocałował żonę, która podbiegła, by nalać mu herbatę do filiżanki. Córka tuż obok bawiła się z psem. I Istvan był szczęśliwy. Zbliżała się 22. Przez otwarte okno do pokoju wdzierała się muzyka z placu przed parlamentem, po chwili ktoś zaczął przemawiać, ale trudno było zrozumieć sens słów.
- To co, idziemy? - zapytała żona, gdy Istvan odstawił talerz i zapalił papierosa.
- Możemy iść - odpowiedział rozanielony. Kobieta chwyciła za telefon, żeby spytać, czy sąsiadka też się wybiera. Już po piętnastu minutach Istvan, jego żona, jego córka, jego sąsiadka, a nawet jego biały kudłaty pies maszerowali w kierunku...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta