Urzędnicy od zdrowia dobijają Konstancin
Zawsze mi się wydawało, że Ministerstwo Zdrowia to instytucja powołana, by dbać o nasze zdrowie. Zapewniać nie tylko dostęp do lekarzy, ale też stawać murem za coraz mniej licznymi enklawami przywracającej zdrowie natury, od klimatu poczynając, na zdrojach kończąc. Żyłam w błędzie.
Konstancin, pachnące rozgrzaną słońcem żywicą, jedyne uzdrowisko na Mazowszu, może niedługo stracić swój charakter. Ale nie dlatego, że zabraknie w nim wód leczniczych i powietrza, nie dlatego, że nie dbają o swoją miejscowość mieszkańcy. To urzędnicy od zdrowia zadają bolesne ciosy: chcą okroić obszar, który decyduje o uzdrowiskowym charakterze Konstancina. I jeszcze twierdzą, że te gorzkie pigułki są dla zdrowia. – Jeden teren zmniejszymy, ale inny ustanowimy – tłumaczą. Może krojąc konstanciński tort, liczą, że każdy dostanie po kawałku: urzędnik, deweloper, lobbysta? I każdy będzie zadowolony. Oprócz mieszkańców, którzy za chwilę – zamiast w starym parku – obudzą się na wielkim, dudniącym placu budowy. Ale wtedy żaden lekarz już uzdrowisku nie pomoże. Sanatoryjne wille zatopione w zieleni będziemy oglądać już tylko na starych fotografiach.