Ministry na pożegnanie
To była najgłośniejsza stypa roku. Pierwszy i zapewne ostatni raz w Polsce pojawił się Al Jourgensen ze swoją antybushową machiną.
Mało kto mógł w Stodole wytrzymać dźwiękowy terror, a jednak wszyscy świetnie bawili się przy hitach z płyt „The Last Sucker”, „Rio Grande Blood” czy „Psalm 69”. Zespół był w doskonałej formie i nawet jeśli brzmienie pozostawiało nieco do życzenia, tego wieczoru nie miało to dla fanów industrialnego metalu znaczenia.
Al Jourgensen odchodzi na muzyczną emeryturę z impetem, którego pozazdrościć mu może niejeden nastolatek. Nikt nie miał wczoraj wątpliwości, kto jest największym wrogiem świata. Lider Ministry dyktował warunki i niczym szaman obwieszczał rychły koniec. George’a Busha i swój.