Pionki Donalda Tuska
Za sprawą prawyborów Komorowski, a może nawet i Tusk, zyskał w Sikorskim zawziętego, choć skrytego wroga. Nie jest on jednak w stanie w żaden sposób im zagrozić – pisze publicysta
Prawybory w PO wygrał namaszczony po cichu przez Donalda Tuska Bronisław Komorowski. Okazał się bardziej obliczalny, spokojniejszy i bardziej opanowany. Sikorski kilkakrotnie dał się ponieść emocjom, na czym poważnie stracił, nie tylko w oczach działaczy, ale też opinii publicznej w ogóle. Nie potrafił w krótkim czasie zaprzyjaźnić się z lokalnymi aktywistami, podczas gdy Komorowski więzy z nimi pielęgnował od dawna.
Komorowski od zawsze był swój, podczas gdy za Sikorskim ciągnęła się opinia konwertyty, któremu zaufać nie można – mimo że raz za razem wystosowywał pod adresem partyjnych kolegów i lidera wiernopoddańcze deklaracje. Ostatecznie działacze PO postawili na wariant może mniej efektowny, ale za to pewniejszy i stabilniejszy. Wszystko przebiegło niemal dokładnie według scenariusza, jaki zarysowałem w swoim tekście „Trudny wybór Platformy” w połowie lutego. Dziś, skoro znamy już wyniki prawyborczej rywalizacji, warto się zastanowić, co one oznaczają dla obu kandydatów.
Klęska, nie porażka
Dla Sikorskiego wynik ponaddwukrotnie gorszy niż jego konkurenta nie jest porażką, ale klęską. Pokazuje, że minister spraw zagranicznych jest traktowany w PO jako ciało obce, nie budzi ani sympatii, ani zaufania. Niektórzy komentatorzy twierdzili, że nawet jeśli Sikorski przegra, to i tak przez udział w prawyborach wzmocni swoją pozycję w partii. To...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta