Trunek dla niepogodzonych
Whisky to dziś napitek postkomunistów, szpanerów i nieokrzesanych nowobogackich. Prawdziwy mężczyzna wybiera bourbona
Genialne wynalazki dokonywane są zazwyczaj przypadkiem i mimochodem. Niekiedy do tego stopnia, że po czasie nie sposób nawet stwierdzić, komu pierwszemu zaświeciła w głowie fortunna myśl. Tak właśnie było z pomysłem, aby dębową beczkę na whisky wypalić od środka – pomysłem, bez którego najbardziej męskie trunki, bourbon i rye whiskey, nie powstałyby. A byłaby to dla ludzkości strata niepomierna.
W poświęconej bourbonom literaturze spotkać można dwie wersje tłumaczącej to legendy. Wedle pierwszej Eliaszowi Craigowi, jednemu z pionierów amerykańskiego gorzelnictwa, miało raz zabraknąć klepek do beczki. Jako człowiek oszczędny postanowił więc użyć uszkodzonych, nadpalonych, by po czasie stwierdzić, iż właśnie w tej beczce trunek nabrał najlepszego smaku.
Druga wersja brzmi mniej apetycznie, ale bardziej prawdopodobnie. W początkach istnienia USA rodzimego samogonu nie ceniono na tyle, by zwracać uwagę, w czym jest transportowany. Lano go do beczek używanych, bo tak wychodziło taniej, a jeśli wcześniej beczki owe zawierały np. śledzie, wypalano je po prostu dla zlikwidowania niemiłego zapachu. W owym czasie w amerykańskich destylarniach nie było zwyczaju leżakowania destylatu. Praktycznie też nie zdarzało się, by go butelkowano (klasyczne westerny, gdzie wszyscy malowniczo tłuką sobie na głowach butelki, w tym punkcie są bzdurą). Alkohol dystrybuowano w beczkach pomiędzy właścicieli saloonów,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta