Drzwi otwieram bez obawy

autor zdjęcia: Krzysztof Skłodowski

źródło: Fotorzepa

Rozmowa z Krzysztofem Hołowczycem kierowcą rajdowym i biznesmenem

Rz: Pamięta pan swoje wypadki?

Podczas startów zdarzały się rzadko. Ostatni miałem w Rajdzie Faraonów w 2007 roku, podczas niebezpiecznego skoku. Pękły mi wtedy dwa kręgi. Ale większość kontuzji odnosiłem podczas treningów na motocyklu enduro. To moja pasja, i choć niebezpieczna, nie zamierzam z niej rezygnować. Pamiętam tylko o jednej regule: kiedy zbliża się termin ważnego rajdu, odstawiam motor do garażu.

Po wypadku Roberta Kubicy trzeba już w Polsce przepraszać za to, że się jest rajdowcem?

Moim zdaniem tak źle nie będzie. W Polsce od lat mamy przecież coraz popularniejsze rajdy samochodowe, które rzesze kibiców szczerze kochają. Nie mamy jeszcze wyścigów F1, chociaż od pewnego czasu, dzięki Robertowi Kubicy, ta dyscyplina zyskała na popularności. Jednak to właśnie rajdy odbywają się u nas bardzo regularnie. Moim zdaniem będzie następował dalszy rozwój i popularyzacja rajdów w Polsce. A wypadki w motorsporcie były, są i będą się zdarzały. Szkoda tylko, że w przypadku Roberta skończyło się tak fatalnie.

Ton polskich relacji jest taki, że to złe rajdy omotały Kubicę i odciągnęły od tego, co ma dla nas i dla siebie robić: jeździć w Formule. Tak ma być, koniec kropka.

Rajdy też są jego miłością i sądzę, że prędzej czy później do nich wróci. Rozumiem go jak...