Przychodzi babsztyl do feministki
We własnym gronie bojowniczki o prawa kobiet dają upust frustracji. Co jeszcze mogą zrobić, by Polki zrozumiały, jak bardzo są dyskryminowane?
– Tyle lat się spotykamy, gadamy i nic się nie dzieje. Nie ma momentu przekroczenia masy krytycznej. Jest potężna blokada polityczna i społeczna – stwierdziła Katarzyna Bratkowska, feministka, współautorka wydanej niedawno (razem z Kazimierą Szczuką) „Dużej książki o aborcji", podczas feminarium (tak feministki nazywają swoje spotkania, w kontrze do seminariów) poświęconego m.in. tejże publikacji.
Okazuje się, że wbrew temu, co na zewnątrz głoszą lewicowe i feministyczne ruchy, w środku wyczuć można frustrację i przeświadczenie o porażce. A frustracja prowadzi do radykalizacji i coraz mniej wyrafinowanych akcji typu „Dni cipki", „I love my vagina" (gdzie jedną z atrakcji miało być fotografowanie narządów rozrodczych przybyłych kobiet) czy wydawania kontrowersyjnych książek takich jak np. „Wielka księga cipek" czy, ostatnio, poradnik o aborcji dla nastolatek.
Szukanie winnego
Wszystko to jednak nie przynosi pożądanych przez feministki efektów – taki wniosek nasuwa się, gdy się posłucha, co mówią na zamkniętych spotkaniach we własnym gronie.
– O aborcji mówi się głównie przy okazji billboardów z Hitlerem (jedna z akcji obrońców życia – red.), gdy ktoś rzuci pomysł zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej albo w skrajnych przypadkach, takich jak głośna sprawa Agaty. A tak mówi się o tym sporadycznie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta