Nie ma od kogo ściągać haraczu
Kongijskie minerały finansowały od lat wojnę w wyniku której zginęło ponad 5 milionów ludzi. Na razie handel zamarł wskutek embarga ogłoszonego przez Amerykę. Ale natura nie znosi próżni, zwłaszcza w Afryce
Korespondencja z Gomy
Miasto upada przez te sankcje, ludzie nie mają co robić – Benedict, mój rozmówca, jest mechanikiem samochodowym, pracuje w warsztacie, w którym reperuje pojazdy międzynarodowych organizacji pozarządowych, ministerstw i innych firm. – Tutaj ludzie żyli od lat z handlu minerałami i komu to przeszkadza? Ci, którzy wprowadzają sankcje, nie mają pojęcia, o co chodzi w Gomie.
– Od kilku ostatnich miesięcy jest całkowity zastój na rynku – mówi mi rozmówca z MONUSCO, misji ONZ w Demokratycznej Republice Konga. Największej, najdroższej (20 tysięcy personelu, prawie 1,5 mld dolarów rocznego budżetu), najbardziej krytykowanej misji ONZ na świecie. I najbardziej tajnej. Nikt z kilku osób, które zgodziły się ze mną spotkać, nie chciał ujawnić nazwiska.
Sprzedać koltan, kupić broń
Mój rozmówca jest ekspertem od wydobycia minerałów, największego bogactwa i największego przekleństwa Konga. Wyjaśnia, że zmiana nastąpiła od połowy ubiegłego roku, kiedy prezydent Obama podpisał ustawę zakazującą sprowadzania do USA minerałów z nieznanych źródeł w Kongu. We wrześniu 2010 rząd DR Konga wprowadził własny zakaz wydobycia minerałów w prowincji Płn. Kivu, ale po pół roku zniósł go, bo tylko wzmógł on nielegalną produkcję i poczucie zagrożenia...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta