Haust Broniewskiego
Gdy recytowałem jego wiersze, nie wiedziałem o nim nic poza oficjalnym życiorysem skrzętnie przemilczającym to, co w życiu poety było niepoprawne politycznie
Należę do pokolenia, które zostało zakatowane Broniewskim. „Elegię o śmierci Ludwika Waryńskiego" deklamowałem na akademii szkolnej w drugiej klasie szkoły podstawowej. Jakoś tak tuż przed Pierwszą Komunią Świętą.
Nie wiedziałem, co to takiego Szlisselburg, dlaczego bohater wiersza bywał w Genewie i gdzie właściwie ta Genewa jest, kto to był Lilpop – i cóż z tego? Wykułem te trzynaście strof „Elegii..." na pamięć i recytowałem je, najmarniej kilkanaście razy, na apelach, które w tamtych czasach zwoływano w szkołach nieomal co tydzień – zawsze jakiś powód się znalazł.
Nic dziwnego, że później, w liceum, odreagowywałem tamte poetyckie uniesienia nieco prymitywnie, najczęściej uczestnicząc w odśpiewywaniu chóralnym „Elegii..." na „wesolutką" nutę, co stanowiło żelazny numer wszelkich nieoficjalnych spotkań młodzieży, którym towarzyszyło spożywanie win patykiem pisanych.
Wielu jednak trzeba było tych napojów, nie wiem dlaczego winem zwanych, by zrekompensować sobie cały fałsz, deklaratywność i w istocie pustosłowie nie „Elegii..." nawet, bo była ona – niezależnie od okoliczności – wierszem szlachetnym, lecz poetyckich wypocin Broniewskiego, które atakowały wtedy zewsząd: z radia i megafonów, raczkującej telewizji i obowiązkowych wieczornic, podręczników szkolnych i kalendarzy. Póki mego życia nie zapomnę...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta