Małżeństwo z rozsądku
Relacje Francji z Niemcami to związek sadomasochistyczny, w którym obie strony nie mogą się bez siebie obejść – twierdzi publicysta
Podczas niedawnego spotkania prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego z kanclerz Angelą Merkel w Berlinie wszystko było tak, jak zaplanowano: buziaki na dzień dobry, całkowita zgodność co do sposobów ratowania krajów eurostrefy przed zbiorową plajtą i równie serdeczne uściski na pożegnanie. Unijna lokomotywa, za jaką uważana jest niemiecko-francuska spółka, chce udowodnić, że ma parę. Tyle że konieczność wyciągania wspólnej waluty z dołka, w którym może się pogrążyć cała unijna konstrukcja, jest rezultatem wcześniejszych utarczek i zawieranych kompromisów między Francją i Niemcami, które bez siebie obyć się nie mogą, a ze sobą jest im trudno.
Przyjaźń ze strachu
Choć w potocznej opinii Niemcy i Francuzi służą za wzór pojednania odwiecznych wrogów, wykres ich powojennych relacji wygląda jak sinusoida. Można rzec: od porozumienia do porozumienia, lub inaczej: od kryzysu do kryzysu.
Przełamywanie mocno zakorzenionych uprzedzeń zapoczątkowało dopiero chwycenie się za ręce prezydenta Francois Mitterranda i kanclerza Helmuta Kohla przed grobami ofiar I wojny w Verdun. Bez szczerej przyjaźni tych polityków i bez trzonu Francji i Niemiec stworzenie Unii Europejskiej w dzisiejszym kształcie nie byłoby w ogóle możliwe. Ale nawet w tym przypadku siłą napędową nie był nagły przypływ sympatii, lecz raczej strach. Paryż obawiał się,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta