Sprawiedliwy wśród szmalcowników
Obraz Agnieszki Holland momentami irytuje. Ale jeśli ktoś spodziewał się „antypolskiego paszkwilu”, musiał wyjść z kina zaskoczony – film „W ciemności” opisuje publicysta „Rzeczpospolitej”
Sądząc z pustek, które panowały w sali kinowej, gdy oglądałem film „W ciemności", domyślam się, że większość widzów machnęła na niego ręką. Mieszanka Holokaust plus Agnieszka Holland nie była bowiem zachęcająca. A fakt, że tematem obrazu jest szmalcownictwo, niósł ze sobą spore ryzyko, że – znając światopogląd twórczyni – dla polskiego widza film może być denerwujący.
Z góry mogę rozwiać państwa obawy i radzę, aby iść do kina, póki jeszcze „W ciemności" nie zeszło z ekranów. Jest to bowiem film, który należy zobaczyć. Choć jest też bardzo nierówny i zdarzają się w nim sceny wzbudzające sprzeciw, to całość wywiera korzystne wrażenie.
Oto subiektywny przegląd pięciu największych zalet i pięciu wpadek „W ciemności" Agnieszki Holland.
Na plus zaliczam:
1. Sprawiedliwy czy szmalcownik. Główną zasługą Holland jest ukazanie, jak cienka była często granica między szmalcownikiem a sprawiedliwym. Na ogół w kulturze masowej problem ten ukazywany jest w czarno-białych barwach. Albo ktoś był świnią, albo chodzącym aniołem. A w życiu bywało różnie. Zdarzało się, że Polacy zaczynali pomagać Żydom dla zysku, aby później pomagać im bezinteresownie (m.in. filmowy lwowski kanalarz Leopold Socha). I odwrotnie – zaczynali nieść pomoc z pobudek altruistycznych, aby z czasem wyłudzać...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta