Życie i śmiech według Dilberta
Powiedzieć, że komiksy Scotta Adamsa o Dilbercie są antykorporacyjne, to tak jakby rzec: „na biegunie jest odrobina śniegu”. Każdy, kto miał okazję choćby otrzeć się o życie w tej dziwnej kapitalistycznej krainie, rozpozna w żartach amerykańskiego rysownika doskonale znane typy
Są u Adamsa (i w życiu) szefowie, których głupota dorównuje tylko ich nadęciu, są irytujący koledzy i koleżanki, z którymi niby żyć powinno się lżej, bo wspólna niedola łączy, lecz którzy dokładają do biurowego piekła własne bęcwalstwa i neurozy. Są nieznośnie nudne narady, konferencje i zebrania, są specjaliści od marketingu uważający, że nie mają czego promować, bo produkt jest do niczego, i specjaliści od produkcji sądzący, że marketingowcy nie byliby w stanie sprzedać nawet wody na Saharze. No i kto nie zgodziłby się z twierdzeniem: „zewnętrzni konsultanci są wiarygodni, bo nie są na tyle głupi, by pracować w twojej firmie".
W tym szalonym miejscu najbardziej chore pomysły i postacie wydają się na miejscu. Nie dziwi więc dinozaur imieniem Bob propagujący wegetarianizm, Śmieciarz filozof w najlepszej tradycji szekspirowskiego grabarza z „Hamleta" ani nawet fikcyjne wschodnioeuropejskie państwo Elbonia, w którym tępi tubylcy wystrzeliwują satelity kosmiczne za pomocą dużej procy. (Demonicznego szefa HR – Catberta – nie zaliczam do pomysłów chorych, bo zbyt wielu podobnych spotkałem w prawdziwym życiu).
Trudne wesołego początki
Skoro w świecie Dilberta wszystko jest nienormalne, to...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta