Prywatny pozew w obronie Polski
Polska dyplomacja od lat ze zmiennym szczęściem dementuje frazę „polskie obozy pracy”. Być może skuteczny okaże się dopiero proces o zniesławienie, jaki gigantowi Axel Springer wytoczył inwalida ze Świnoujścia
Chłodny listopadowy wieczór 2008 r.. Zbigniew Osewski siedział w kuchni przy stole i pił herbatę. Wspominał dziadka Zygmunta, który w czasie II wojny był partyzantem w augustowskich lasach. W 1940 r. oddział wpadł w zasadzkę gestapo. Osewski trafił do niemieckiej katowni, a potem do obozów koncentracyjnych, m. in. do męskiej części Ravensbrück. Uciekł stamtąd pewnej jesiennej nocy 1944 r.; przeszedł połowę Rzeszy i całą Polskę, ale szczęśliwie dotarł w rodzinne strony.
– Siedzieliśmy wieczorami w kuchni, dziadek palił klubowe i opowiadał o tym, co działo się w obozach koncentracyjnych. Mówił, jakby chciał z siebie to wszystko wyrzucić. Wtedy dowiedziałem się, przez jakie piekło musiał przejść – mówi Osewski.
Tego piekła nie wytrzymał drugi dziadek Zygmunta Osewskiego – Aleksander Sankowski, ojciec matki.
– Był gospodarzem na Sejneńszczyźnie. Mama opowiadała, że ojciec był pogodnym człowiekiem, lubił żartować, często się śmiał. Pewnego razu pojechał do miasteczka i już nie wrócił. Niemcy zgarnęli go i wywieźli do obozu KL Stuthoff (dziś Sztutowo – przyp. red.), a zginął w niemieckim obozie pracy w ówczesnym Deutsch Eylau. Babcia została sama w środku wojny z piątką dzieci....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta