Supra w cieniu lipy
Być na Kaukazie i nie wpaść do domu Młokosiewicza znaczy nie zobaczyć w Rzymie papieża – pisali XIX-wieczni podróżnicy. Również dziś Polacy chętnie odwiedzają Lagodechi, gdzie nasz rodak założył słynny rezerwat
Nad jednopiętrowymi i parterowymi domkami Lagodechi, z dachami krytymi blachą, sadami owocowymi i ukwieconymi ogrodami, pną się winogrona i kiwi. Szerokimi ulicami spacerują krowy, czasem przejedzie stary mercedes, gruzawik, czyli ciężarówka, albo zaprzężony w konie drewniany wózek z pomidorami bądź arbuzami. Miasteczko leży u podnóża zielonych gór Wschodniego Kaukazu, na krańcu słynącej ze znakomitego wina Kachetii. Kawałek dalej kończy się Gruzja, a zaczyna Azerbejdżan na wschodzie, a Dagestan na północy. Turyści przyjeżdżają do Lagodechi, żeby zobaczyć piękny i dziki rezerwat, który założył przed stu laty nasz rodak Ludwik Młokosiewicz.
Z grenadiera przyrodnik
W mieście i okolicy jest kilka wiekowych warowni i świątyń, najstarsze pochodzą z VII wieku. Ale tym, co wyróżnia miasteczko, jest urok wielokulturowości. Naliczono tu mieszkańców aż 30 nacji. Co dziesiąty mieszkaniec nosi polskie nazwisko: Tyszkiewicz, Kaczyński, Jabłoński, Cybulski. To potomkowie zesłańców. Mieszkają
tu tez Rosjanie, Żydzi, Ormianie, Azerowie, Dagestańczycy, a wszyscy w zgodzie, wymieszani, tworzący wielonarodowościowe rodziny. W tym dalekim od polityki zakątku kraju mimo niedawnej wojny nawet Rosjanie traktowani są przyjaźnie.
Na ławeczkach pod płotami, w cieniu drzew owocowych siedzą starsi panowie. Wystarczy „gamardżobat" – gruzińskie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta