Urugwaj: taka piękna pomyłka
Przyjeżdża do nas na środowy mecz drużyna wyjątkowa. Piłkarski bzik per capita nigdzie nie jest większy niż w Urugwaju.
– Przychodzimy na świat, krzycząc: gol! Gdy nas rzucają dziewczyny, mówimy, że nam dały czerwoną kartkę. Futbol to nasza pierwsza emocja – powtarza Eduardo Galeano, urugwajski pisarz, guru latynoskiej lewicy, kronikarz południowoamerykańskiego szaleństwa piłkarskiego. Jego „Futbol w słońcu i w cieniu" to sportowe „Sto lat samotności", zaludnione bohaterami jak ze zmyśleń Marqueza, choć u Galeano to wszystko prawda. A gdy nastają mundiale, Eduardo i jego żona Helena wieszają na bramie przed domem niedaleko plaż Montevideo kartkę: „Zamknięte na miesiąc z powodu futbolu". Albo wychodzą na plac Niepodległości, żeby stanąć w tłumie błękitnych szalików.
„Inne kraje mają historię, my mamy futbol"– mawiał Ondino Viera, trener urugwajskiej reprezentacji w latach 60. Inne kraje mają legendy o przelewaniu krwi, a Urugwaj się akurat na wojnach wolał dorabiać. Inni mają katedry i mauzolea, a Urugwaj ma swoje Estadio Centenario, gdzie zostawał 82 lata temu pierwszym mistrzem świata.
Bagnety na sztorc
W tym zabytku do dziś gra reprezentacja i wspomina się tam jej najważniejsze bitwy. Colombes 1924, czyli pierwsze złoto olimpijskie (w Colombes był finał paryskich igrzysk). Amsterdam 1928, czyli obronę olimpijskiego tytułu. Montevideo 1930, czyli mundial u siebie, gdy przed finałem z Argentyną porządku pilnowało wojsko z bagnetami na sztorc, barki pełne ludzi płynęły przez La...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta