Trzeba się trochę nażyć
Marian Dziędziel opowiada o drodze, jaką przeszedł z Gołkowic do wielkiego kina, i o tym, że wszystkie Gwiazdki są piękne.
„Piąta pora roku" i „Supermarket" to pana grudniowe premiery, na początku 2013 r. wejdą na ekrany „Drogówka" i „Miłość". W każdym z tych filmów jest pan inny, a jednak zawsze zachowuje pan własny, oszczędny styl gry.
Marian Dziędziel: W kinie krzykiem i nadekspresyjnością niczego się nie zbuduje. Wszystko musi dziać się na twarzy, w oczach. Czasem mówię operatorowi: „Trzaśnij bliski plan, zobaczysz, jak to wygląda". Aktor powinien nieść historię człowieka, którego gra. Dlatego zawsze dopowiadam sobie to, czego w filmie nie ma.
Rola w „Supermarkecie" zachwyciła Istvana Szabo, który dał panu nagrodę aktorską na festiwalu w Antalyi. Jak pan budował postać szefa ochrony? Co chciał pan o nim wiedzieć?
To człowiek, który niesprowokowany zachowuje się normalnie, ale gdy przychodzi strach, ma odruch samoobronny: „Ja to przerabiałem, w nic mnie nie wrobicie". Był prokuratorem wojskowym, pewnie chodził w oficerkach. Czy nielubiany pasierb ściągał mu je z nóg? Czyścił? A jakie są jego relacje z żoną? Kiedyś coś do niej czuł, teraz przed nią drży. Albo inne pytanie: czy chodzi do kościoła? Założyłem,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta