Unia na autopilocie
Polska przyjęła wygodną strategię przeczekania kryzysu i uniknięcia w ten sposób kosztów ratowania innych państw, odkładając ad calendas graecas przystąpienie do strefy euro – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”.
Unijny okręt dryfuje. Jeszcze się nie rozbił, bo gdy zbliża się do skał, Niemcy w ostatniej chwili chwytają za ster i zmieniają kurs. Ale to rejs donikąd i jeśli załoga wreszcie się nie dogada, kto jest kapitanem i dokąd płyniemy, podróż w najlepszym wypadku skończy się na mieliźnie, a Europa zostanie zmarginalizowana przez inne regiony świata.
Koniec tandemu
Od wybuchu kryzysu zagrożeń nie brakowało, ale ostatnio pojawiają się w zabójczym tempie. Dosłownie nie ma miesiąca bez sytuacji podbramkowej. W lutym patem zakończyły się wybory we Włoszech, co oznacza, że nie ma kto rozpocząć spłaty największego w liczbach bezwzględnych długu w Europie.
W marcu Cypr rzutem na taśmę uniknął niekontrolowanego bankructwa, ale za cenę pogwałcenia świętej do tej pory zasady bezpieczeństwa wkładów bankowych. A w kwietniu Sąd Najwyższy Portugalii podważył legalność znacznej części programu oszczędnościowego forsowanego przez Lizbonę. Los kraju znów jest więc niepewny.
Pięć lat od wybuchu kryzysu zjednoczonej Europie wciąż grozi więc śmiertelne niebezpieczeństwo, bo nikt nie ma odwagi podjąć trudnych decyzji, które wreszcie przestawią Wspólnotę na tory zdrowego rozwoju.
Od wybuchu kryzysu kanclerz Merkel zbyt często przyjmowała jednostronny, narodowy punkt widzenia, popełniając kosztowne dla Wspólnoty błędy
Przez...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta