Krew, demokracja i armia
Egipt | Prezydent Mursi odrzucił ultimatum, jakie postawili mu generałowie. Na ulice wyjechały wozy pancerne.
Krew i demokracja – te dwa słowa odmieniano wczoraj w Egipcie przez wszystkie przypadki.
Gotowość oddania życia za demokrację skandowały dziesiątki tysięcy opozycjonistów koczujących na placu Tahrir w Kairze, gdzie od niedzieli trwają największe w historii kraju antyrządowe demonstracje. Za „demokratycznie wybranego prezydenta" ginąć chcieli także jego zwolennicy zbierający się od popołudnia przed meczetami.
Głównodowodzący armii gen. Abdel Fattah as-Sisi w specjalnym oświadczeniu deklarował, że gotów jest przelać nawet własną krew, by „obronić Egipt przed terrorystami, radykałami i głupcami", jeśli prezydent Mohamed Mursi „nie spełni oczekiwań narodu" i nie poda się do dymisji w wyznaczonym przez armię terminie, który upłynął wczoraj po południu. Prezydent kilka godzin wcześniej w dramatycznym orędziu zapowiadał, że z władzy nie zrezygnuje, twierdził, że stawką w tym konflikcie jest jego życie.
Krew płynęła nie tylko w politycznych deklaracjach. W Kairze zastrzelono 37 zwolenników prezydenta. Od niedzieli w zamieszkach w całym kraju zginęło ponad 60 osób, a ponad półtora tysiąca zostało rannych. Wieczorem Human Rights Watch alarmowała, że coraz częściej dochodzi...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta