Co język mówi o jedzeniu
Jerzy Bralczyk | Językoznawca mówi Janowi Bończy-Szabłowskiemu o jedzeniu i słownictwie kulinarnym.
Pańska najnowsza książka „Jeść!" powstała z miłości do kuchni czy z miłości do języka?
Jerzy Bralczyk: Z miłości może niekoniecznie, bo miłość to jednak mocne, głębokie uczucie. Powiedziałbym raczej: z zamiłowania i do jednego, i do drugiego. Bardzo lubię mówić, bardzo lubię jeść. Żałuję, że nie można obu czynności robić jednocześnie, choć niektórzy uważali, że powinny się one uzupełniać. – „Milczycie w obiad, mój panie Konracie czy tylko na chleb gębę swą chowacie..." – pisał Kochanowski. Zatem kiedy się jadło, trzeba było też mówić, rozmawiać. Słowo: biesiada u nas ma funkcję podwójną, bo oznacza i jedzenie, i rozmowę.
A jednak Litwini u Mickiewicza – chołodziec litewski milczkiem żwawo jedli....
Tylko dlatego, że ten chołodziec najwidoczniej rozmowom nie sprzyjał. Ale Mickiewicz zwrócił uwagę na inny ciekawy obyczaj – „mężczyznom dano wódki, wtenczas wszyscy siedli... ", czyli wszyscy siadali, kiedy mężczyźni dostawali wódkę. Ale sam Hreczecha, słysząc, że tak wszyscy milczą, nazywał tę wieczerzę nie polską, lecz wilczą. I dalej mówił, że kto milczy podczas jedzenia, „to czyni jako myśliwiec, który nabój rdzawi w strzelbie. Dlatego ja wymowę moich przodków wielbię". Język to nie tylko...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta