Trzeba się bić
Moim obowiązkiem było przyganianie wieczorem krów z pastwiska. A krowy, jak tylko wychodziły na ulicę, podnosiły ogony i... wiadomo. Odbywało się to, niestety, na oczach moich koleżanek – fragment wywiadu rzeki z byłym wicepremierem, który ukazuje się nakładem Wydawnictwa Czerwone i Czarne.
Proszę opowiedzieć o swoim życiu. Zacznijmy tę opowieść od początku, zanim stał się pan ikoną polskiej transformacji.
Leszek Balcerowicz: Moja rodzina była typowa w tym sensie, że wojna, a potem komunizm nałożyły ileś tam ograniczeń. Wychowałem się w Toruniu. Choć według oficjalnych zapisów urodziłem się w Lipnie, to mama wyznała mi, że naprawdę przyszedłem na świat w domu jej matki we Włocławku. Ale dokumentów zmieniać już nie będę. Od drugiego do osiemnastego roku życia mieszkałem w Toruniu, stąd też właśnie Toruń traktuję jako swoje rodzinne miasto. Tam kończyłem szkołę podstawową i liceum. Ulica, przy której stała podstawówka, najpierw się nazywała im. Hanki Sawickiej, w 1956 roku przywrócono poprzednią nazwę Łąkowa, od ulicy, przy której się mieściła. Potem znów się nazywała im. Hanki Sawickiej, a po 1989 roku wróciła Łąkowa – ten detal pokazuje historyczne zawirowania komunistycznej Polski.
Ani ojciec, ani mama nie mieli wyższego wykształcenia – mama średnie, ojciec był czeladnikiem masarskim. Moja mama, Barbara, miała 13 lat, gdy wybuchła wojna. Była bardzo zdolna i bardzo chciała się kształcić, ale wojna, a potem obowiązki rodzinne na to nie pozwoliły. Zawsze dużo czytała. Ojciec, Wacław, też się odznaczał bystrością umysłu. Po wojnie przejął poniemieckie gospodarstwo niedaleko Lipna i tam gospodarował. Kiedy miałem dwa...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta