Aktorka jak jeżozwierz
Ewa Wiśniewska: Mam doświadczenie, wiedzę i umiejętności, ale polscy reżyserzy wychodzą z założenia, że miłość, przyjaźń i życiowe dramaty mogą dotyczyć tylko młodych. Starszy aktor może zagrać postać marginalną – babkę, ciotkę. Rzadko kapnie nam coś ciekawego.
Co jest dla pani w życiu najważniejsze?
Zawód. Kilka bliskich osób. I poczucie wolności.
Charlotta z przedstawienia „Sonata jesienna" Bergmana, pełna niespełnień Róża z „Cudzoziemki" Ryszarda Bera, teraz bohaterka „Zbliżeń" Magdaleny Piekorz. Kilka razy zmagała się pani z rolami toksycznych matek. Wcielanie się w takie postacie kosztuje kobietę, która też przecież jest matką? Zmusza do rozrachunków ze sobą?
Oczywiście, że kosztuje. To jest mierzenie się z emocjami, bólem. Czy własnymi? Nie. Nie jestem naturszczykiem i nie muszę czerpać ze swoich przeżyć. Gdy aktor małpuje samego siebie, to zaczyna być ckliwie i rozmazanie. Ja nie jestem Charlottą, Różą, bohaterką „Zbliżeń". Ja je tworzę. Ale nie mogę wyzbyć się świadomości tego, co przeżyłam. Mam moją przeszłość zakodowaną na jakiejś półce z tyłu głowy.
„Zbliżenia" to opowieść o miłości i nienawiści. O dwóch dorosłych kobietach, które nie potrafią żyć obok siebie, ale też nie umieją żyć bez siebie. Toksyczna matka niszczy własne dziecko, uzależnia je psychicznie, szantażuje, nie pozwala mu się usamodzielnić. A jednak nie tworzy pani na ekranie potwora. Pani bohaterka jest na swój sposób postacią tragiczną.
Jest...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta