Irving i nisza odrzuconych
Negacjoniści chętnie stylizują się na ludzi idących pod prąd, ale tak naprawdę są konformistami. Nie zaproszą ich na wykłady szanujące się uniwersytety, ale na ich autorskich odczytach zawsze znajdzie się tłumek wielbicieli.
Nie jestem negacjonistą – twierdzi David Irving. Brytyjski publicysta historyczny już od kilku lat uparcie zaprzecza, jakoby miał kwestionować fakt zagłady Żydów podczas II wojny światowej. Wcześniej jednak przez długi czas nazywał Holokaust fałszerstwem. W ciągu swojej literackiej kariery Irving kilkakrotnie zmieniał poglądy w najistotniejszych kwestiach, którymi przyszło mu się zajmować: nie tylko samej realności Zagłady, ale też jej przyczyn, liczby ofiar, wreszcie odpowiedzialności za nią przywódców Trzeciej Rzeszy. W całym tym chaosie tylko w jednym pozostaje konsekwentny, niezmiennie kreując się na czarnego luda brytyjskiej – a być może i światowej – historiografii dotyczącej drugiej wojny.
Mistrz przemilczania
Dlatego ma to, czego chciał. Dziś właśnie z jego nazwiskiem najczęściej kojarzone jest pojęcie negacjonizmu. Najkrócej można je zdefiniować jako świadome, publiczne zaprzeczanie historycznym faktom ludobójstwa. W praktyce najczęściej przywołuje się je w kontekście tragicznego losu Żydów w zniewolonej przez hitleryzm Europie. Tak rozumiany negacjonizm istotnie nie jest naczelnym motywem piśmiennictwa Irvinga.
W swoich książkach Brytyjczyk, owszem, gloryfikuje Hitlera, wybiela narodowy socjalizm czy też zawyża liczbę niemieckich ofiar alianckich nalotów bombowych – ale samą kwestią „fałszerstwa Holokaustu" się nie zajmuje....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta