Aktorka potrafi być wolna
Olivier Assayas, reżyser „Sils Maria" opowiada Barbarze Hollender o przyjaźni z Juliette Binoche i o dzisiejszych gwiazdach.
Rzeczpospolita: „Sils Maria" to film o świecie, w którym się pan wychował i żyje. Miłością do kina zaraził pana ojciec, reżyser Jacques Remy?
Olivier Assayas: Tak i nie. Do 25. roku życia moją pasją było malowanie. Fascynowała mnie abstrakcja. Czasem zresztą tęsknię za płótnem rozpiętym na sztalugach, za strukturą obrazu, palcami umazanymi w farbie. Owszem, pomagałem ojcu, gdy pracował nad scenariuszami, ale nie łączyłem z tym przyszłości. To był rodzaj przygody, nawet wtedy, gdy zacząłem sam kręcić krótkie filmy. A jednak mnie wciągnęło: ruchome obrazy wygrały ze statycznymi. Postawiłem na kino, chciałem z niego jak najwięcej zrozumieć, zacząłem poważnie studiować historię filmu.
I jak niejeden francuski reżyser zaczynał pan jako krytyk w „Cahier du cinema". Co sprawiło, że ten magazyn stał się wylęgarnią reżyserów?
Ferment intelektualny. Nie można trafić do lepszego miejsca. Tam byli fantastyczni ludzie, od których dużo się nauczyłem. Podróżowałem na festiwale na całym świecie, rozmawiałem z wybitnymi reżyserami. To była moja szkoła zawodu....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta