Pozszywać politykę zagraniczną
Sentymenty wśród polskich polityków się skończyły. Dlatego powrót do zasady konsensusu w sprawach zagranicznych może nastąpić tylko pod takim prawnym przymusem jak konstytucja – pisze były wiceszef polskiej dyplomacji.
Polityka zagraniczna dawno przestała być zajęciem znawców etykiety i lwów salonowych, to coś innego niż po prostu dyplomacja. Aktywność państwa w takich dziedzinach, jak kultura, gospodarka, a szczególnie tak modna w dzisiejszych czasach soft power, wymaga koordynacji kilku ministrów i instytucji. Także polityka w ramach Unii Europejskiej wymaga porządnej koordynacji przez premiera.
Trzeba do tego dodać jeszcze oczywisty fakt, że nie ma dobrej dyplomacji bez możliwości skutecznej obrony i perspektywy użycia siły, a to oznacza, że polityka obronna czy bezpieczeństwa – szczególnie w dzisiejszych, znów niespokojnych, czasach – jest siostrą bliźniaczką dyplomacji. Można więc powiedzieć: dyplomacja to zadanie MSZ, ale już polityka zagraniczna we współczesnym całościowym rozumieniu tego pojęcia wymaga osobistego zainteresowania i zaangażowania premiera. W praktyce, gdy czytamy konstytucję na gruncie codziennej praktyki, to w rękach szefa rządu znajdują się klucze do prowadzenia polityki państwa w tym zakresie. Oznacza to, że większość sejmowa ma wpływ na strategiczne kwestie, także na realizację polityki w sferze bezpieczeństwa za pośrednictwem rządu. Podział kompetencji w polityce zagranicznej pomiędzy premiera i prezydenta jest nieostry, nie jest jasne, za jakie zadania każdy z urzędów odpowiada.
Nadzieje przeciwników
Co jednak począć...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta