Kapitalizm bez kapitału
Liberałowie – mniej i bardziej bezkrytyczni wyznawcy zasad wolnego rynku – od początku III RP usiłują zawojować polską scenę polityczną. Bezskutecznie. Dlaczego Polacy nie są skłonni przyjąć ich idei?
Liberalizm to dziś pojemne słowo. Nasza demokracja jest liberalna, liberalna jest globalna gospodarka, liberalne są przepisy kodeksu karnego, liberałami są politycy (ciągle jeszcze) rządzącej partii oraz część ich oponentów powołujących właśnie swoje nowe partie, liberalny jest również elektorat nazywany zabawnie „wykształconymi z wielkich miast". Nie powinno wreszcie ulegać wątpliwości, że liberałami są uczestnicy niedawnej Parady Równości oraz zwolennicy budowy autostrad, a także ci, którzy – w przeciwieństwie do zwolenników autostrad – woleliby budować ścieżki rowerowe.
Jak okiem sięgnąć, wszerz i wzdłuż, Polska liberałami stoi. Zważywszy na fakt, że w głębokim Peerelu – przynajmniej do czasów Gierka – każdemu „oświeconemu" Polakowi wypadało przyznawać się do fascynacji socjalizmem, dziś jego miejsce w pospolitych umysłach zajął liberalizm. Idąc za Marksem, można by więc sparafrazować, że liberalizm stał się wyższym stadium socjalizmu.
„Solidarność" – niepotrzebna insurekcja
Jednak żarty na bok. Problem z liberalizmem wynika z ciągłej ewolucji tego pojęcia, przydawania mu cech będących odzwierciedleniem realnej praktyki społecznej i politycznej kapitalistycznego świata. W znanym ujęciu Jerzego Szackiego jedyną cechą spajającą różne nurty liberalizmu jest szeroko pojmowana wolność...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta