Szkodliwość mitu smoleńskiego
Nie można budować wspólnoty na tragicznych wydarzeniach z 10 kwietnia 2010 roku. Dzielą one bowiem naród – pisze publicysta.
Katastrofa smoleńska ma się stać mitem fundującym nową rzeczywistość polityczną i społeczną. Może ktoś uznać, że ta diagnoza zawiera w sobie zarzut, ale to przecież nieprawda. To po prostu stwierdzenie faktu, co do którego nikt chyba nie powinien mieć wątpliwości. Jasno pokazują to działania Antoniego Macierewicza w sprawie apelu smoleńskiego przy okazji rocznicy powstania warszawskiego czy skład gości oraz atmosfera na niedawnej premierze „Smoleńska" Antoniego Krauzego.
Nie jest też zarzutem stwierdzenie, że obecna władza chce taki mit założycielski mieć, i że obecnie korzysta z różnych dostępnych jej środków (jak choćby kompetencje ministra obrony), aby go ugruntować. Powstawanie państwowej czy narodowej (nie jest to oczywiście dokładnie to samo) mitologii nie jest przecież niczym niezwykłym i wyjątkowym.
A jednak mit mitowi nierówny. Wiele zależy od tego, czy pojawia się spontanicznie i jest w naturalny sposób powielany i podtrzymywany przez ludzi – tak jak było z mitem powstania styczniowego podczas zaborów – czy też ma państwowe wsparcie i ulega swoistej instytucjonalizacji – jak stało się z tym samym mitem w odrodzonej II Rzeczypospolitej. Lub może nawet jest przez państwo tworzony niemal od zera.
Potrzeba zjednoczenia
Drugie ważne kryterium to jednoczący potencjał mitu. Mit oczywiście nigdy nie jednoczy wszystkich. Zawsze znajdą...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta