Miesiąc, może dwa brakowało, by Ukraina znalazła się w nowym Związku Radzieckim
Profesor Myrosław Marynowycz mówi o działalności inspirowanej myślą Jerzego Giedroycia, o czasie spędzonym w łagrze i nadziei na dobre relacje polsko-ukraińskie.
Rzeczpospolita: Nagroda trafia do autentycznego bohatera, człowieka, który nigdy nie bał się mówić prawdy, co przypłacił nawet zsyłką do łagru. Ale zacznijmy od patrona nagrody: jak pan zetknął się z jego dziełem?
Myrosław Marynowycz: Nie miałem okazji spotkać osobiście Jerzego Giedroycia, a jego dziedzictwo poznałem poprzez książki, które o nim napisano. Od pierwszej chwili miałem pewność, że jest wielkim architektem współczesnej Europy. Nie wiem, czy Europejczycy są świadomi wpływu Giedroycia na dzisiejszy kształt polityczny kontynentu. Jednak w naszym kraju i na terenach dawnej Rzeczypospolitej nikt nie może mieć wątpliwości, że to on zaproponował koncepcję, abyśmy wszystko zaczęli od początku. Kierując się zasadą, że nie liczy się tylko nasze zwycięstwo, bo równie ważny jest komfort sąsiadów i politycznych partnerów. Mówiąc wprost: Giedroyc podważył logikę opartą na dominacji i podporządkowaniu innych. Dlatego między Polską, Litwą i Ukrainą mogły się pojawić nowe wartości oparte na współpracy. Giedroyc wspaniale to wymyślił.
Kiedy po raz pierwszy usłyszał pan o Giedroyciu?
To było dopiero w latach 90., ponieważ przez lata Ukraina była odseparowana od wolnego przepływu idei z Zachodu. Wiele rzeczy musieliśmy potem nadrobić.
Kto był dla pana pierwszym autorytetem, który sprawił, że żył pan...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta