Bramkarz, który łączy
Do szczęścia brakuje mu tylko wygranej w Lidze Mistrzów. Czy za miesiąc wzniesie puchar w Cardiff? Pierwszy krok ku temu w środę: półfinał Monaco – Juventus.
– Nie wierzyłem, że nie stracimy gola na Camp Nou – przyznał po ćwierćfinałach Gianluigi Buffon. Jego Juventus Turyn w dwumeczu zwyciężył 3:0. To była słodka zemsta za porażkę sprzed dwóch lat. Porażkę, która znów stanęła Buffonowi na przeszkodzie do wygrania Champions League.
W finałach bronił dwa razy. W 2003 roku zabrakło niewiele, o triumfie Milanu przesądziły rzuty karne. Dwa lata temu Barcelona nie dała Starej Damie żadnych szans. Dziś Juve to już zupełnie inny zespół. Wciąż świetny w defensywie (tylko dwa stracone gole w LM!), ale równie solidny i groźny w ataku.
– Każdemu są w stanie narzucić własny styl. Upatruję w nich faworyta – mówi „Rzeczpospolitej" Andrzej Dawidziuk, były trener bramkarzy reprezentacji Polski (obecnie Lech Poznań). – Buffonowi życzę, żeby wreszcie zdobył i to trofeum. Nie wiem, czy to ma dla niego aż takie znaczenie, ale byłoby to fantastyczne zwieńczenie kariery, która może być przykładem nie tylko dla młodych zawodników.
Przy transferze z Parmy do Turynu zapłacono za niego ponad 50 mln euro – jak na bramkarza kwotę do dziś rekordową. – Szybko okazało się, że nie były to zmarnowane pieniądze – wspomina Dawidziuk.
Maradona bramki
Buffon, który w styczniu skończył 39 lat, związał się z Juventusem na dobre i na złe. Jako jeden z nielicznych nie opuścił drużyny po karnej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta