Jak filmy uciekły z kina
Jeśli myślisz, że kino jest synonimem filmu, musimy cię wyprowadzić z błędu. Wybierasz ze starannie przygotowanego menu, z dań, których stworzenie opłacało się możnym tego świata – wielkim studiom filmowym. Kino ambitne stało się niszą i musisz go szukać na własną rękę.
Kino się zmieniło, to widać gołym okiem. Ot, choćby coraz trudniej trafić w multipleksach na sensowny film dla dorosłego widza, a łatwiej na obraz z numerem w tytule, który oznacza kolejną część cyklu. Co więcej, cyklu przeznaczonego dla szerokiej widowni, od 13. roku życia w górę. Niska kategoria wiekowa oznacza nie tylko brak przemocy i seksu, ale także brak dramatu, napięcia i grozy, któremu 13-latki mogłyby nie sprostać.
Od dłuższego czasu słychać o telewizyjnej rewolucji, w ramach której ambitni twórcy migrują z dużych studiów filmowych do internetowych serwisów wideo oraz wielkich sieci kablowych, gdzie mają więcej wolności artystycznej, pracując nad serialami. Faktycznie, Netflix, HBO, Amazon, Canal Plus czy polski Showmax są dziś nie tylko dystrybutorami, ale też producentami. Najnowszy przykład takiej kooperacji to „The Irishman", nowy film Martina Scorsese (Robert De Niro i Al Pacino w rolach głównych), który reżyser „Taksówkarza" niedawno skończył kręcić za pieniądze Netfliksa.
Jednak z drugiej strony pojawia się wiele wątpliwości. Widać to na przykładzie rzeczonego „The Irishmana", bo wciąż nie wiadomo, w jak szerokiej dystrybucji obraz trafi do kin i czy równolegle z premierą kinową nie stanie się dostępny w serwisie Netflix. Negocjacje trwają, ale trudno zignorować fakt, że Netfliksowi kina nie są do niczego...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta