Gorzki smak dziecięcej przyjaźni
Film „Mia i biały lew" powstał po tym, gdy oszukali mnie bohaterowie mego dokumentu – mówi reżyser Gilles de Maistre.
Objeżdża pan z kamerą świat od ponad 20 lat. Dokumentalista to zawód czy charakter?
Gilles de Maistre: Nie zastanawiam się nad tym. To po prostu ja! Przejechałem z kamerą niemal cały świat. Jestem jak gąbka – nasiąkam obrazami, tematami. Kiedy coś mnie głęboko porusza, kręcę film. Kocham prawdę na ekranie. Nie kształtuję rzeczywistości. Staram się ją rejestrować.
Z pana filmów, opartych na prostych pomysłach, wyłania się obraz świata. Tak było na przykład w „Pierwszym krzyku", gdzie sfilmował pan dziesięć kobiet, które rodziły dzieci w różnych krajach, w różnych warunkach, ale i kulturach.
To były trzy lata pracy, 15 miesięcy zdjęć. Towarzyszyłem tym kobietom w bardzo ważnych dla nich chwilach. Ale rzeczywiście filmowałem też świat, w którym żyją. Masajka z północnej Tanzanii rodziła swoje czwarte dziecko w wiosce złożonej z dziesięciu chat. Obserwowałem także zwykłe, codzienne życie w Indiach, w Rosji, w Stanach, we Francji, w Meksyku, Wietnamie, w amazońskiej dżungli. Wcale nie było łatwo mężczyźnie wejść do tych różnych światów. Musiałem przekonać kobiety, by pozwoliły mi uczestniczyć w bardzo intymnym dla nich wydarzeniu, i uzyskać zgodę...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta