Dyktatura norweskiego Urzędu Ochrony Dzieci
Osoby zatrudnione w Barnevernecie są zazwyczaj zdecydowanie przeciwne, aby ktoś był świadkiem tego, jak traktują rodziców i dzieci – pisze ekspertka.
Wydalenie z Norwegii polskiego konsula Sławomira Kowalskiego uwypukla istotne cechy praktycznego funkcjonowania norweskiego systemu ochrony dzieci.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych Norwegii twierdzi, że konsul Kowalski dopuścił się gróźb, a częściowo był wręcz brutalny wobec funkcjonariuszy publicznych. Mieszkańcy Polski powinni jednak wiedzieć, że źródłem tych oskarżeń są pracownicy Barnevernetu (w dosłownym tłumaczeniu nazwa ta oznacza Urząd Ochrony Dzieci). Nic, ani w nagraniu wideo z Hamaru, ani w innych materiałach, w żaden sposób nie potwierdza zarzutów stawianych doktorowi Kowalskiemu.
Podobne oskarżenia są często formułowane przez pracowników Barnevernetu względem rodziców. W niektórych sprawach rodzice działali rozsądnie i nagrywali wszystko, co miało miejsce. Właśnie dzięki temu mogli udowodnić, że sami nie okazywali nawet cienia podenerwowania, a osobami, które dopuszczały się gróźb, byli pracownicy Barnevernetu!
Osoby zatrudnione w Barnevernecie są zazwyczaj zdecydowanie przeciwne, aby ktoś był świadkiem tego, jak traktowani są przez nich rodzice i dzieci. Wypraszają oni osoby postronne, wykorzystując tego rodzaju sytuacje przeciwko rodzicom, jeśli zdecydują się oni nagłośnić sprawę. Sądy wtórują argumentom Barnevernetu, że upublicznianie sprawy godzi w dobro dziecka. W...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta