Wina ukrywających
Jeszcze kilka lat temu walczyłbym publicystycznie jak lew w obronie dobrego imienia i czci kardynała George'a Pella. Uznałbym, że za jego skazaniem (a możliwe jest zasądzenie, jeśli wyrok zostanie potwierdzony, nawet 50 lat) stoją ciemne siły, że oskarżenia są niewiarygodne, a to prawy kardynał, którego kilkakrotnie próbowano już dopaść na podstawie, jak się wówczas okazało, nieprawdziwych oskarżeń.
Teraz, choć co do wyroku mam poważne wątpliwości, moja chęć walki zdecydowanie osłabła. Zbyt często okazywało się bowiem w ostatnich latach, że ci, których bronili katolicy, w imię właśnie walki o ich dobre imię czy wiary w ich prawość, okazywali się w istocie niewarci obrony.
Kilka miesięcy temu, gdy wybuchł ponowny skandal w Kościele amerykańskim, na łamach „America Conservative" pisał o podobnych odczuciach Rod Dreher, kiedyś katolik, obecnie prawosławny. On także wskazywał, że jeszcze kilkanaście lat wcześniej argumentem za obroną oskarżonego przez media hierarchy katolickiego był dla niego sam fakt, że biskupowi trzeba wierzyć. Teraz tak już nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta