Tarantino daje diabłu w pysk
Nawiązaniem do sekty Mansona reżyser przekreśla mit hipisów i rozprawia się z szaleńcami zafascynowanymi złem.
Emmanuelle Seigner, obecna małżonka Romana Polańskiego, który podczas makabrycznego mordu w sierpniu 1969 r. stracił pierwszą żonę Sharon Tate w dziewiątym miesiącu ciąży, po pokazie „Pewnego razu... w Hollywood" powiedziała, że do Tarantino nie ma pretensji, uważa film za dobry. Nie podoba jej się jednak koncepcja i to, że Hollywood, uważając Polańskiego za wyrzutka, zarabia na jego nieszczęściu.
Dobro i zło
Nie da się wykluczyć, że wyraziła ona osobistą opinię Polańskiego. Nie wiadomo, czy on widział film. „Pewnego razu... w Hollywood" zaś tworzy alternatywną rzeczywistość wobec krwawych wydarzeń sprzed pół wieku tak, by przypomniana pięknie przez Tarantino Sharon Tate mogła dalej żyć w świadomości kolejnych pokoleń. Ci zaś, którzy przeszli do historii popkultury jako najbardziej makabryczna sekta, zostają ukarani i smażą się w piekielnym ogniu jeszcze na ziemi.
Tarantino użył zabiegu przypominającego „Bękarty wojny", gdzie egzekucji na największym zwyrodnialcu wszech czasów, Adolfie Hitlerze, dokonali filmowi żydowscy mściciele. Reżyser wymierzył wtedy ex post sprawiedliwość zbrodniarzowi, której chciał uniknąć. Podobnie postępuje wobec członków sekty Mansona.
Efektowny, choć kontrowersyjny, finał pozwala...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta