Potyczki z mitem o sfałszowanych wyborach
Mariusz Królikowski By dokonać przestępstwa wyborczego na wynikach głosowania tylko w skali okręgu, w zmowie musiałoby być nawet kilkuset członków komisji zgłoszonych przez różne komitety wyborcze.
Był 26 listopada 2014 r. Na mównicę sejmową wszedł prezes ówcześnie największej partii opozycyjnej Jarosław Kaczyński. W toku polemiki z posłami partii podówczas rządzącej padły słowa: „Z tej najważniejszej w Polsce trybuny muszą paść słowa prawdy: te wybory zostały sfałszowane". I to była zapowiedź rewolucji w prawie wyborczym.
Skąd tak radykalna teza? Kilka dni wcześniej, 16 listopada 2014 r., odbyła się pierwsza tura wyborów samorządowych, która wzbudziła chyba największe emocje społeczne w historii III RP. Początkowo nic nie zapowiadało katastrofy. Owszem, testy systemu informatycznego wypadły negatywnie, ale twórcy systemu zapewniali, że błędy zostały wyeliminowane, a system komputerowy zadziała.
Nie zadziałał. Komisje obwodowe policzyły głosy, sporządziły protokoły i zaczęły je wprowadzać do systemu. I wtedy nastąpiła katastrofa. System padł i już się nie podniósł. Co gorsza, Państwowa Komisja Wyborcza najwyraźniej nie miała planu „B". W rezultacie bezskutecznie czekano na naprawienie systemu informatycznego, a komisje niższego szczebla na możliwość wydrukowania swoich protokołów. Dni mijały i nic. Nie podjęto w porę decyzji o przejściu na ręczny sposób sporządzania protokołów. Podkreślę – sporządzania protokołów, bo wyniki w komisjach obwodowych były gotowe już w poniedziałek. Był tylko problem z ich przekazaniem na wyższe...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta