Zaproszenia na bal nie dostaliśmy
Leszek Cichy, krzysztof Wielicki Pierwsi zdobywcy Mount Everestu zimą wspominają w rozmowach z Łukaszem Majchrzykiem polską wyprawę sprzed 40 lat. Obaj na najwyższym szczycie Ziemi stanęli 17 lutego 1980. Z wypraw przyjeżdżaliśmy raczej biedni Leszek Cichy
Plus Minus: Na słynnym zdjęciu po zdobyciu Everestu pan i Krzysztof Wielicki trzymacie w rękach torty. Jak udało się je przygotować?
Na wyprawę mieliśmy specjalnie przygotowany prowiant. W zapasach wojskowych były wtedy dwukilogramowe chleby w cienkich, blaszanych pojemnikach. Mieliśmy takie bochenki oraz, specjalnie dla nas robione, trzy rodzaje ciast: babkę piaskową, makowiec i keks. Z połączenia jednego z drugim oraz masy jajecznej, zrobionej przez Ryszarda Dmocha do spółki z kucharzami udało się coś takiego przygotować. Zdaje mi się, że jakoś wybitnie pyszne te torty nie były.
Ciasta zabraliście na wypadek sukcesu?
To były nasze „umilacze". Trzeba pamiętać, że to był 1979 rok, więc sklepy były puste i nie było łatwo dostać takich rarytasów. O wielu sprawach decydowały znajomości, układy. To nie była nasza pierwsza wyprawa, więc byliśmy znani w MON. Trzeba było mieć zgodę ministerstwa na skorzystanie z zapasów wojskowych. W pierwszej kolejności trzeba było otrzymać pismo z Głównego Komitetu Kultury Fizycznej i Sportu (ówczesne Ministerstwo Sportu – red.), które uprawniało do kupienia czegoś poza przydziałem kartkowym. Pozwolenie dotyczyło konkretnego miasta. Najchętniej kupowaliśmy konserwy mięsne w Ełku, bo tamtejsze zakłady produkowały dla Baltony, więc były najlepsze.
Władzy wasze sukcesy były na rękę?...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta